Zawsze miałam wrażenie, że stajnie powinni prowadzić lub w nich pracować osoby, kochające konie, spokojne z odpowiednim przygotowaniem i podejściem zarówno do konia jak i jeźdźca. Dziś na dzień dobry, w Stajni Faruk zobaczyłam małolatę, która beznamiętnie ręka trzepała przywiązanego konia, warcząc przy tym "spokój", na moje pytanie odpowiedziała, że tak trzeba, bo jak go nie będzie biła, to ją ugryzie lub kopnie. (wcale się nie dziwię, koniowi rzecz jasna). Potem było jeszcze gorzej, instruktor (podobno - ale mam bardzo poważne wątpliwości) darł paszcze na pół wsi, zarówno na nadpobudliwą małolatę jak i moją córkę. Byliśmy z mężem w szoku, moje dziecko jeździ konno od dłuższego czasu, odwiedzamy różne stadniny, żeby miała świadomość, że w każdej stajni są różne warunki, konie i różnie prowadzone są zajęcia nauki jazdy. Po dosłownie 5 minutach, córka miała łzy w oczach i była mocno przerażona. Natychmiast przerwałam tę farsę, kazałam zejść z konia i odprowadzić do stajni. Myślałam, że tak powinno się postępować ale tu była następna odsłona horroru. Najpierw "instruktor" powiedział, że nie wolno córce odprowadzić konia do stajni. Podałam mu wodze, też źle, postanowiłam przywiązać konia do ogrodzenia - jeszcze gorzej. W końcu zarządał zapłaty za lekcję i powiedział, że nie wypuści córki z ujeżdżalni. Awantura rosła w siłę z sekundy na sekundę, córka płacze, ja kłucę się z instruktorem i gdyby nie było ze mną męża, wiele wskazywało na to, że doszłoby do szarpaniny. Nigdy więcej nawet za dopłatą nie odwiedzimy miejsca z ta złą energią . Spotkałam tam niekompetentnych, niezyczliwych ludzi, dla których liczy się pieniądz i tylko pieniądz. Nikomu nie mogę zabronić odwiedzania tej stajni, ale ja szczerze jej nie polecam. Jedyną zadowoloną osobą była mama małolaty, którą mam nadzieję, że ten biedny koń kiedyś faktycznie ugryzie. Postaram się nagłośnić sprawę i doprowadzić do kontroli w tej stajni.