Chętnie podzielę się swoimi wrażeniami po keratynowym prostowaniu włosów w salonie Kamir. Nigdy w życiu nie byłam na takich torturach, z bólu nie mogłam dojść do siebie cały dzień, samo dotykanie się po skórze głowy sprawiało cierpienie do końca dnia. Pani, która wykonywała prostowanie była w złym humorze, odnosiłam wrażenie, że to dlatego, że mnie musi obsługiwać, bo cały zabieg trwa długo i jest bardzo pracochłonny. Sam preparat z keratyną powodował pieczenie i zaczerwienienie skóry głowy, suszenie polegało na przypiekaniu skóry głowy palącym płomieniem suszarki, a rozczesywanie na szarpaniu strąków zlepionych keratyną na siłę od czubka głowy po końce, byleby rozczesać włosy jak najszybciej. Ja nawet psa czeszę z większym wyczuciem, to chyba oczywiste, że pozlepianych włosów nie da się rozczesać za jednym pociągnięciem szczotki, bo to sprawia ogromny ból. Wszędzie leżały moje połamane i powyrywane z cebulkami włosy. Ale to i tak nic w porównaniu z prostowaniem. Fryzjerka ciągnęła mnie za włosy tak, że unosiła skórę razem z nimi. Ból był większy niż wyrywanie włosów depilatorem, liczyłam każde pociągnięcie pasma, bo to było jak niekończące się torturowanie. Już nie wspomnę o paradowaniu z mokrą głową, bez jakiejkolwiek osłony w formie ręcznika przed otwartymi na oścież drzwiami w chłodny i wietrzny dzień i oczywiście myciu włosów wrzątkiem. Wolę sobie nie wyobrażać ile włosów stracę po takim szarpaniu w najbliższych tygodniach. Ja rozumiem, że zabieg trwa długo, ale są jakieś granice, nie można spieszyć się kosztem fizycznego znęcania się nad drugim człowiekiem. Mogłabym nie pisać tej opinii, ale może uratuje ona kogoś przed tym horrorem, w końcu przychodzimy do salonu, żeby poprawić stan włosów, a nie osłabić je i powyrywać.